sobota, 23 kwietnia 2016

Oponka a radość życia...

Niedawno przeczytałam, że 84% kobiet zmieniłoby coś w swoim wyglądzie. Optymistycznie założyłam, że chodzi o takie tam gdybanie - gdybym mogła, dołożyłabym sobie 5 centymetrów wzrostu (tak, dołożyłabym - zawsze chciałam być wyższa - ot, taka fanaberia). Niestety to nie o to chodziło - te kobiety zupełnie serio nie akceptują swojego ciała lub licznych jego fragmentów. Od razu skojarzyło mi się pojęcie uprzedmiotowienia ciała. Polega to na tym, że zamiast kierować się w ocenie swojego ciała własnymi upodobaniami, oceniamy swoje ciało zgodnie z preferencjami innych ludzi. Zazwyczaj uprzedmiotowienie ciała jest najsilniejsze w okresie dorastania. Jak to działa? Otóż początkowo dziewczyna ocenia swoje ciało zgodnie ze swoim przekonaniem, np. uważa, że jej kręcone włosy są super, bo jej się podobają i już. Pewnego dnia jednak dochodzi do wniosku, że jej włosy nie mogą być super, bo w modzie jest włos prosty i przylizany. I tak akceptacja swojego wyglądu zamienia się w uprzedmiotowienie...


Ze wspomnianego uprzedmiotowienia powinno się jednak wyrastać i w dorosłości podjąć decyzję: zmieniam albo akceptuję. Można też wybrać trzecią drogę i do końca życia zmagać się z nieakceptacją ciała. Tylko czy nie szkoda na to czasu i energii?
W tym miejscu przypomina mi się tekst z reklamy jakiegoś paskudztwa na odchudzanie, który co rano wbija mi się w uszy z radia: "Nie pokażę się na plaży z taką oponką"!!! Nasuwa mi się pytanie: "a dlaczego nie?". Zawsze wychodziłam z założenia, że jeśli się coś komuś w wyglądzie drugiej osoby nie podoba, to niech się nie patrzy. Poza tym w tym tekście ukryte jest założenie, że ludzie chodzą na plażę po to, by oglądać innych. Hmmm, z pewnością są na świecie osoby, które ciągnie na plażę właśnie owa czarowna możliwość krytycznego pogapienia się na bliźnich... Tyle że nie jestem przekonana, że opinią właśnie tych osób warto się w ogóle przejmować, bo nie są one zbyt życzliwe dla reszty świata, a przejmowanie się zdaniem osoby nieżyczliwej to kompletna strata czasu.
Może więc warto zrobić sobie przegląd swej zewnętrznej powłoki i ostatecznie umówić się ze sobą - (1) to zmieniam, bo mnie się nie podoba; (2) tego nie zmieniam, bo choć nie jest modne, to ja to akceptuję; (3) tego nie zmieniam, bo się nie da, więc przestaję sobie tym zawracać głowę (zawracanie sobie głowy tym, na co nie mamy wpływu to kolejna strata czasu)? A jeśli usłyszymy na plaży, że ktoś krytycznie i głośno szepcze o kimś: "z takimi fałdami nie wyszłabym z domu" - to wyraziście powiedzmy tej osobie ŻYJ I DAJ ŻYĆ INNYM! (czego nam wszystkim życzę).
Zrezygnować z takiej plaży z powodu jakiejś oponki??? NIGDY!

1 komentarz:

  1. Najszybciej leczę się z kompleksów będąc już na plaży ;) Człek sie rozejrzy, zauważy, że "inna ma jeszcze więcej" i ma w nosie. Wszystko znika! Zwłaszcza kiedy nagle z okolic ręcznika rodzony "Potwór" i z radosnym okrzykiem pędzi w strobę fal! Zrzucasz pareo, przeskakujesz parawan jak gazela i nic się nie liczy. A kiedy już pół plaży Cię obejrzało w galopie, to oponki nie ma w Twojej głowie! Dziewczyny, nie dajmy sie zwariować!

    OdpowiedzUsuń