piątek, 30 października 2015

Halloween - poziom zaawansowany

W zeszłym roku o tej porze napisałam króciutki tekst (jest na Fb), w którym (1) zasugerowałam, że w przebierankach Halloween uciekamy od nieprzyjemnych emocji, wynikających z myśli o śmierci osób bliskich, oraz (2) wyraziłam swoją czysto prywatną niechęć do importów, czyli świąt bezrefleksyjnie przenoszonych z obcych kultur. Zostałam wówczas zbesztana argumentami, że (1) jeśli jakaś nowa tradycja bawi ludzi, to czemu im tego żałować?, oraz że (2) zabawa w śmierć jednego dnia nie gryzie się z doświadczaniem smutku oraz tęsknoty w dniu następnym. W tym roku nie chce mi się polemizować, więc dla miłośników importów podaję kilka przepisów na Święto Zmarłych Inaczej - może któryś zwyczaj się przyjmie i będziemy mieć jakąś alternatywę dla importu z USA?
Przepis 1 - All Hallows' Eve - czyli świętuj jak Celtowie. Oddaj hołd przyjaznym duchom, ale pamiętaj - musisz też odstraszyć te nieprzyjazne, które będą się próbowały wedrzeć do Twojego domu. W tym celu przebierz się (duchy się nie połapią, że Ty to Ty) i wydrąż rzepę (dynia nie działa!), w której umieść świeczkę - rzepa odpędzi zło. Przepis całkiem fajny, choć bojaźliwi mogą mieć problem przy wyobrażaniu sobie tej hordy złych duchów pchających się do domu.
All Hallows' Eve - fotka z Wikipedii

sobota, 17 października 2015

Z serii: człowiek nie kot, jedno ma życie

Zdarzyło mi się ostatnio być pasażerem w cudzym samochodzie (fakt przeraźliwie rzadki, więc wart odnotowania). Znajomy, który mnie wiózł, utknął w korku-gigancie na Nad Torem przed rondem Maczka (ponoć ten horror drogowy ma się kiedyś skończyć – trudno mi w to uwierzyć!) i dojechał na milimetry do zderzaka stojącego przed nami auta. Widząc moją nieco zaniepokojoną minę wyjaśnił: „nie będzie się żaden cholerny cwaniaczek wcinał przede mnie”. [wyjaśnienie dla nie-bydgoszczan: standardem porannym są gigantyczne korki do skrętu w lewo w tym miejscu, które to korki wiele osób stara się ominąć lecąc prawym pasem i wcinając się przed nos tym grzecznie stojącym po 40 minut]. Z jednej strony rozumiem znajomego: po 40 minutach odstawania w korku z widokiem na to samo miejsce frustracja zalewa człowiekowi rozum i doprowadza do szaleństwa. Z drugiej strony: założenie, że wcinają się tylko cwaniaczki jest domniemaniem złych intencji innych osób.

sobota, 10 października 2015

Z serii: post na zamówienie

Jedna z osób odwiedzających mojego Fb zasugerowała mi napisanie posta o tym, jak się odkochać. Nie wiem, czy sprostam temu zadaniu, bo zazwyczaj w swej pracy doradzam, jak utrzymać lub wskrzesić miłość, a nie – jak ją wygasić. Poza tym, gdy związek się skończył, bo zostaliśmy porzuceni, to miłość sama wygasa – tyle, że nie od razu i to zazwyczaj jest kłopot. Najpierw przychodzi fala żalu – myślimy o tym, jak odzyskać ukochaną osobę i wyobrażamy sobie scenki z gatunku „on/ona zmienia zdanie, błaga o wybaczenie oraz żyjemy długo i szczęśliwie”. Doskwiera nam poczucie straty i przeświadczenie, że życie już nie będzie ok. Potem jest faza złości i gniewu za nasze cierpienie, za zawiedzione nadzieje i zaufanie. Po pewnym czasie pojawia się faza akceptacji – nie jesteśmy jeszcze szczęśliwi, ale myśli o utraconym związku jest już niewiele, aż w końcu osiągamy gotowość na nowy związek. Jedyne więc, czego potrzebujemy, to przyspieszyć/usprawnić dwie pierwsze fazy. Oto drobne rady:
  1. rada Carrie Bradshaw: unikaj oglądania zdjęć, na których ty jesteś szczęśliwa, a on seksowny. Rada jest słuszna – warto unikać przywoływania pozytywnych wspomnień, zwłaszcza w fazie żalu. Moja babcia mówiła: Co z oczu, to z serca – i miała rację.
  2. dbaj o własne przyjemności, nawet jeśli nic nie cieszy i na nic nie ma się ochoty – do przyjemności warto się na początku trochę przymuszać.
  3. gdy wpadasz w otchłań żalu to użyj strategii proporcji – zastanów się, jakie zdarzenie ma u Ciebie maksimum punktów (np. 10 na 10) na skali smutku (dla większości osób jest to śmierć kogoś bliskiego) – i zastanów się, ile punktów na tej skali ma utrata tego związku, w porównaniu ze zdarzeniem ocenianym na 10 punktów.
  4. uważaj na mechanizm idealizacji. Ludzie mają tendencję do idealizowania utraconych dóbr/osób, co oznacza, że po porzuceniu przez człowieka pełnego wad będziemy tę osobę spostrzegać jako anioła wcielonego, ideał romantycznej miłości oraz geniusza dobroci oraz troski. Warto więc przypomnieć sobie realny obraz naszego/naszej eks i nie pozwolić sobie na idealizację.
  5. pomyśl sobie, że to, co czujesz – te wszystkie emocje i porywy serca – to efekt podwyższonego poziomu dopaminy i fenyloetyloaminy w ośrodkowym układzie nerwowym (tym właśnie jest miłość). Zrobiło się mniej romantycznie? No i dobrze, w wychodzeniu z miłości o to właśnie chodzi :-)

piątek, 2 października 2015

Z serii: razem, ale jak?

Niedawno byłam świadkiem następującej sceny: para z fasonem wjechała autem na parking w jednej z bydgoskich „galerii”. Mężczyzna, parkując, otarł się zderzakiem o betonowy słupek. Oboje wylecieli z auta; mężczyzna ze smutkiem oglądał swój lakier na słupie i elementy słupa na swoim lakierze, a jego partnerka wygłaszała monolog: „Jak zwykle musisz popsuć wyjazd. Skoro nie umiesz jeździć, to po co Ci taki duży samochód? A tak miało być miło, mieliśmy coś razem zjeść, pochodzić po sklepach, a Ty to zrujnowałeś. A pamiętasz? – tak samo było, gdy pojechaliśmy do Gdańska dwa lata temu? Wtedy ktoś Ci ukradł portfel i też całą zabawę szlag trafił”. Monolog trwał dłużej, nie podsłuchiwałam dalej z braku czasu.

Czemu to piszę? Bo to kolejny przykład scenki obrazującej kopanie leżącego, czyli wymierzanie kary wówczas, gdy ktoś coś zrobił źle, ale ma poczucie winy. Monolog kobiety jest karą za złe zachowanie mężczyzny – ale zadaniem kary jest naznaczenie zachowania jako złego. Karzemy wtedy, gdy ktoś źle zrobił i nie wie, że źle zrobił – po to, żeby już wiedział. Ten mężczyzna wiedział, że źle zrobił – nie oblatywał auta z pieśnią na ustach „Zobacz, jak fajnie udało mi się trafić w słupek. Ale super – znowu pojadę sobie do blacharza i wydam trochę kasy przeznaczonej na co innego!!!”. Kara (monolog) więc jest tu zbędna i spełnia funkcję dodatkowego obniżenia samopoczucia oraz nastroju, które już i tak leżą – stąd określenie „kopanie leżącego”. Udany związek to m.in. taki, w którym ludzie się wspierają i podnoszą nawzajem – nie zaś karzą po to, by odreagować swoje negatywne emocje. Cytując pioseneczkę, która niedawno przeraźliwie często leciała w radio:” Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość, kiedy jedno płacze, a drugie po nim skacze…