sobota, 19 grudnia 2015

Z serii: człowiek nie kot, jedno ma życie...

Moja sąsiadka od tygodnia narzeka i jęczy, jak co roku o tej porze. Dlaczego? Bo na święta przyjeżdża do niej córka z rodziną w postaci męża i dwójki nastoletnich dzieci. Sąsiadka narzeka, że musi (1) zrobić sama całe świąteczne zakupy, (2) kupić, oprawić i ozdobić choinkę, (3) ozdobić dom światełkami, (4) zrobić 200 uszek, (5) oraz całą resztę żarcia, (6) przygotować łóżka, (7) wysprzątać całą dużą chałupę, doprowadzając ją do stanu umożliwiającego zlizywanie żarcia wprost z podłogi bez ryzyka zatrucia pokarmowego (czego - o ile wiem - nikt w tej rodzinie nie praktykuje).
Sąsiadka jest umęczona, udręczona i przygotowuje się na przyjazd córki jak na wizytację brytyjskiej królowej Elżbiety. Jej córka nie stroi fochów królewskich - jest zwykłą, fajną babką nawykłą do pracy w swoim domu, więc nie oczekuje takich poświęceń. Co roku powtarza mamusi, że chętnie pomoże w gotowaniu, łóżka każdy sam sobie zrobi, mąż oprawi choinkę, a dzieci rączki mają i sprawnie sprzątają. Na nic te słowa - co roku ten sam scenariusz.

sobota, 28 listopada 2015

Z serii: seksuolog radzi - seks a dieta?

Rozmawiając z osobami mającymi kłopoty ze sprawnością seksualną lub poziomem potrzeb seksualnych wspominam zazwyczaj o właściwej diecie. Widzę wówczas powątpiewanie w oczach: dieta a seks? pani doktor, a pani to serio?
Serio serio, a nawet bardzo serio.
Od diety zależy m.in. nasz nastrój, rozkurczliwość naczyń krwionośnych oraz synteza hormonów płciowych, przekładających się na sprawność seksualną i ochotę na seks. Dla seksualności bardzo ważne są: selen, cynk (bo wpływa na syntezę testosteronu), arginina (bo przekształca się w tlenek azotu, który rozkurcza naczynia krwionośne), beta-karoten (bo wpływa na syntezę hormonów), mangan (bo wpływa na produkcję serotoniny), magnez (bo rozkurcza naczynia) i żelazo (szczególnie ważne dla kobiet). Niedobory wyżej wymienionych są w stanie położyć kwestię seksu (czasem, w przypadku mężczyzn, dosłownie położyć!).  Trudno jest jednak komuś poradzić w stylu: proszę zjeść na śniadanie trochę selenu z magnezem, a potem przekąsić argininę, zagryzając ją cynkiem i popić beta-karotenem.

sobota, 14 listopada 2015

Z serii: razem, ale jak?

Byłam świadkiem kłótni na parkingu przed Tesco. Para wróciła z zakupami do samochodu i okazało się, że samochód stał otwarty. Mężczyzna zwrócił się do kobiety władającej kluczykami i pilotem w następujących słowach: "Cud, że go nie rąbnęli. Czemu Ty jesteś taka nieuważna?". Kobieta usiłowała tłumaczyć, że zadzwonił telefon gdy odchodzili od auta i przecież można się zagapić, ale mężczyzna nie słuchał i tokował wytrwale na temat jej nieuważności.
Pomyślałam sobie, że jednym z wrogów związku jest podstawowy błąd atrybucji. Teraz będzie mini-wykład: atrybucja to wyjaśnianie przyczyn swojego lub cudzego zachowania. Podstawowy błąd atrybucji polega na tym, że mamy tendencję do wyjaśniania cudzego zachowania w odniesieniu do przyczyn wewnętrznych i stałych. Swoje zachowanie za to często wyjaśniamy przyczynami zewnętrznymi. Przykład 1: ktoś spadł ze schodów, bo jest łamagą. Ja spadłam, bo ktoś wylał wodę na stopnie. Przykład 2: ktoś nie zamknął auta, bo jest nieuważny. Ja nie zamknęłam auta, bo zadzwonił telefon. Przykład 3: ktoś na mnie krzyczy, bo jest wredny. Ja na kogoś krzyczę, bo mnie ktoś zdenerwował.

piątek, 30 października 2015

Halloween - poziom zaawansowany

W zeszłym roku o tej porze napisałam króciutki tekst (jest na Fb), w którym (1) zasugerowałam, że w przebierankach Halloween uciekamy od nieprzyjemnych emocji, wynikających z myśli o śmierci osób bliskich, oraz (2) wyraziłam swoją czysto prywatną niechęć do importów, czyli świąt bezrefleksyjnie przenoszonych z obcych kultur. Zostałam wówczas zbesztana argumentami, że (1) jeśli jakaś nowa tradycja bawi ludzi, to czemu im tego żałować?, oraz że (2) zabawa w śmierć jednego dnia nie gryzie się z doświadczaniem smutku oraz tęsknoty w dniu następnym. W tym roku nie chce mi się polemizować, więc dla miłośników importów podaję kilka przepisów na Święto Zmarłych Inaczej - może któryś zwyczaj się przyjmie i będziemy mieć jakąś alternatywę dla importu z USA?
Przepis 1 - All Hallows' Eve - czyli świętuj jak Celtowie. Oddaj hołd przyjaznym duchom, ale pamiętaj - musisz też odstraszyć te nieprzyjazne, które będą się próbowały wedrzeć do Twojego domu. W tym celu przebierz się (duchy się nie połapią, że Ty to Ty) i wydrąż rzepę (dynia nie działa!), w której umieść świeczkę - rzepa odpędzi zło. Przepis całkiem fajny, choć bojaźliwi mogą mieć problem przy wyobrażaniu sobie tej hordy złych duchów pchających się do domu.
All Hallows' Eve - fotka z Wikipedii

sobota, 17 października 2015

Z serii: człowiek nie kot, jedno ma życie

Zdarzyło mi się ostatnio być pasażerem w cudzym samochodzie (fakt przeraźliwie rzadki, więc wart odnotowania). Znajomy, który mnie wiózł, utknął w korku-gigancie na Nad Torem przed rondem Maczka (ponoć ten horror drogowy ma się kiedyś skończyć – trudno mi w to uwierzyć!) i dojechał na milimetry do zderzaka stojącego przed nami auta. Widząc moją nieco zaniepokojoną minę wyjaśnił: „nie będzie się żaden cholerny cwaniaczek wcinał przede mnie”. [wyjaśnienie dla nie-bydgoszczan: standardem porannym są gigantyczne korki do skrętu w lewo w tym miejscu, które to korki wiele osób stara się ominąć lecąc prawym pasem i wcinając się przed nos tym grzecznie stojącym po 40 minut]. Z jednej strony rozumiem znajomego: po 40 minutach odstawania w korku z widokiem na to samo miejsce frustracja zalewa człowiekowi rozum i doprowadza do szaleństwa. Z drugiej strony: założenie, że wcinają się tylko cwaniaczki jest domniemaniem złych intencji innych osób.

sobota, 10 października 2015

Z serii: post na zamówienie

Jedna z osób odwiedzających mojego Fb zasugerowała mi napisanie posta o tym, jak się odkochać. Nie wiem, czy sprostam temu zadaniu, bo zazwyczaj w swej pracy doradzam, jak utrzymać lub wskrzesić miłość, a nie – jak ją wygasić. Poza tym, gdy związek się skończył, bo zostaliśmy porzuceni, to miłość sama wygasa – tyle, że nie od razu i to zazwyczaj jest kłopot. Najpierw przychodzi fala żalu – myślimy o tym, jak odzyskać ukochaną osobę i wyobrażamy sobie scenki z gatunku „on/ona zmienia zdanie, błaga o wybaczenie oraz żyjemy długo i szczęśliwie”. Doskwiera nam poczucie straty i przeświadczenie, że życie już nie będzie ok. Potem jest faza złości i gniewu za nasze cierpienie, za zawiedzione nadzieje i zaufanie. Po pewnym czasie pojawia się faza akceptacji – nie jesteśmy jeszcze szczęśliwi, ale myśli o utraconym związku jest już niewiele, aż w końcu osiągamy gotowość na nowy związek. Jedyne więc, czego potrzebujemy, to przyspieszyć/usprawnić dwie pierwsze fazy. Oto drobne rady:
  1. rada Carrie Bradshaw: unikaj oglądania zdjęć, na których ty jesteś szczęśliwa, a on seksowny. Rada jest słuszna – warto unikać przywoływania pozytywnych wspomnień, zwłaszcza w fazie żalu. Moja babcia mówiła: Co z oczu, to z serca – i miała rację.
  2. dbaj o własne przyjemności, nawet jeśli nic nie cieszy i na nic nie ma się ochoty – do przyjemności warto się na początku trochę przymuszać.
  3. gdy wpadasz w otchłań żalu to użyj strategii proporcji – zastanów się, jakie zdarzenie ma u Ciebie maksimum punktów (np. 10 na 10) na skali smutku (dla większości osób jest to śmierć kogoś bliskiego) – i zastanów się, ile punktów na tej skali ma utrata tego związku, w porównaniu ze zdarzeniem ocenianym na 10 punktów.
  4. uważaj na mechanizm idealizacji. Ludzie mają tendencję do idealizowania utraconych dóbr/osób, co oznacza, że po porzuceniu przez człowieka pełnego wad będziemy tę osobę spostrzegać jako anioła wcielonego, ideał romantycznej miłości oraz geniusza dobroci oraz troski. Warto więc przypomnieć sobie realny obraz naszego/naszej eks i nie pozwolić sobie na idealizację.
  5. pomyśl sobie, że to, co czujesz – te wszystkie emocje i porywy serca – to efekt podwyższonego poziomu dopaminy i fenyloetyloaminy w ośrodkowym układzie nerwowym (tym właśnie jest miłość). Zrobiło się mniej romantycznie? No i dobrze, w wychodzeniu z miłości o to właśnie chodzi :-)

piątek, 2 października 2015

Z serii: razem, ale jak?

Niedawno byłam świadkiem następującej sceny: para z fasonem wjechała autem na parking w jednej z bydgoskich „galerii”. Mężczyzna, parkując, otarł się zderzakiem o betonowy słupek. Oboje wylecieli z auta; mężczyzna ze smutkiem oglądał swój lakier na słupie i elementy słupa na swoim lakierze, a jego partnerka wygłaszała monolog: „Jak zwykle musisz popsuć wyjazd. Skoro nie umiesz jeździć, to po co Ci taki duży samochód? A tak miało być miło, mieliśmy coś razem zjeść, pochodzić po sklepach, a Ty to zrujnowałeś. A pamiętasz? – tak samo było, gdy pojechaliśmy do Gdańska dwa lata temu? Wtedy ktoś Ci ukradł portfel i też całą zabawę szlag trafił”. Monolog trwał dłużej, nie podsłuchiwałam dalej z braku czasu.

Czemu to piszę? Bo to kolejny przykład scenki obrazującej kopanie leżącego, czyli wymierzanie kary wówczas, gdy ktoś coś zrobił źle, ale ma poczucie winy. Monolog kobiety jest karą za złe zachowanie mężczyzny – ale zadaniem kary jest naznaczenie zachowania jako złego. Karzemy wtedy, gdy ktoś źle zrobił i nie wie, że źle zrobił – po to, żeby już wiedział. Ten mężczyzna wiedział, że źle zrobił – nie oblatywał auta z pieśnią na ustach „Zobacz, jak fajnie udało mi się trafić w słupek. Ale super – znowu pojadę sobie do blacharza i wydam trochę kasy przeznaczonej na co innego!!!”. Kara (monolog) więc jest tu zbędna i spełnia funkcję dodatkowego obniżenia samopoczucia oraz nastroju, które już i tak leżą – stąd określenie „kopanie leżącego”. Udany związek to m.in. taki, w którym ludzie się wspierają i podnoszą nawzajem – nie zaś karzą po to, by odreagować swoje negatywne emocje. Cytując pioseneczkę, która niedawno przeraźliwie często leciała w radio:” Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość, kiedy jedno płacze, a drugie po nim skacze…

sobota, 26 września 2015

Z serii: człowiek nie kot, jedno ma życie

Spotkałam dziś sąsiadkę. Stała oparta o kosiarkę i wpatrywała się w skoszony trawnik. Zapytałam: „Odzyskujesz oddech po koszeniu?”. „Nie” - powiedziała - „delektuję się swoim jesiennym ogrodem”.
Niniejszym dziękuję Ci, sąsiadko, że przypomniałaś mi o delektowaniu się – zwłaszcza jesienią, gdy o spadek nastroju łatwo. Parę minut dziennie delektowania się czymkolwiek to kapitalna profilaktyka depresji, a delektować się można prawie wszystkim: poranną kawą, zapachem jesiennego powietrza, smakiem ulubionej kanapki lub widokiem polskiego owczarka nizinnego, któremu wiatr malowniczo rozwiewa futro. Jesteśmy na co dzień nastawieni na mocne, intensywne przeżycia i emocje – a delektowanie się jest tego przeciwieństwem: to spokojne doświadczanie czegoś, przyjemne skupienie na tym i uważność. Więc jeśli trafi się nam chwila na odpoczynek – nie tylko odpoczywajmy, lecz delektujmy się tym odpoczynkiem. Obiecuję sobie, że już dziś, podczas conocnego spaceru z owczarkiem, nie będę jak co noc wypatrywać wszędzie plączących się dzików (koniec dziczej tyranii!), lecz będę delektować się jesiennym, pięknie rozgwieżdżonym niebem na wsi...

piątek, 25 września 2015

O czym to będzie?

Blog będzie dotyczył życia widzianego okiem psychologa-seksuologa. W tytule bloga jest Bydgoszcz, bo tu pracuję i lubię tu być. Czasami będę pisać serio, a czasem kompletnie niepoważnie - myślę, że mam poczucie humoru i nie zawaham się go użyć. Do tej pory korzystałam głównie Facebooka, ale czas już na własną przestrzeń!