wtorek, 20 lutego 2024

Dekalog relacyjny dla osób o pozabezpiecznym stylu przywiązania

           Większość postów w internetach (w tym także moje posty) odnosi się do tego, jak ułożyć sobie relacje z osobami o pozabezpiecznym stylu przywiązania. O samych stylach można poczytać na moim blogu, więc nie będę ich już opisywać. Niewiele jest jednak porad czy pomysłów adresowanych do samych osób pozabezpiecznych, które dotyczyłyby dróg do budowania dobrych, satysfakcjonujących i bliskich relacji. Stąd pomysł na dekalog, nazywający najczęstsze problemy relacyjne i sposoby na ich rozwiązywanie.

Jeśli jesteś osobą o pozabezpiecznym stylu przywiązania:

1. mogłeś/łaś doświadczyć w dzieciństwie nadmiernych, nieadekwatnych i krzywdzących oczekiwań, np. abyś sobie poradził/a w sytuacjach, które Ciebie - jako dziecko - ewidentnie po prostu przerastały, albo jeszcze gorzej: byś był/a inną osobą, niż jesteś. Kolejne oczekiwania były zbyt trudne, by im sprostać i oznaczały odrzucenie.

Efekt: możesz w relacjach dorosłych reagować złością/lękiem, gdy ktoś stawia Ci jakiekolwiek oczekiwania.



Rada: spróbuj się zastanowić, czy Twoje emocje dotyczą treści stawianych Ci oczekiwań, czy samego faktu, że ktoś stawia Ci oczekiwania. Może być tak, że ktoś oczekuje od Ciebie czegoś kompletnie nierealnego (np. nie złość się nigdy na mnie; nigdy nie popełniaj błędów) - wówczas warto o tym pogadać. Ale jeśli sam fakt stawiania oczekiwań jest źródłem Twoich emocji - no cóż, pomyśl o tym, że samo oczekiwanie nie jest sygnałem odrzucenia: bywa sygnałem, że jesteś ważną osobą dla Twojej drugiej połówki/przyjaciela/dziecka itp.

2. mogłeś/łaś doświadczać w dzieciństwie wrogiej krytyki - odnoszącej się do tego, kim jesteś (a nie do Twoich zachowań). Krytyka ta mogła przybierać postać wycofania miłości (np. Nie chcę mieć takiego dziecka, które nie potrafi posprzątać swojego pokoju) i odrzucenia. 

Efekt: w dorosłych relacjach możesz reagować złością i/lub lękiem, gdy ktoś krytykuje Twoje zachowania. Możesz mieć tendencję do przepraszania za wszystko lub niechęć do przepraszania za cokolwiek i uznawania jakiejkolwiek swojej winy.

Rada: spróbuj pomyśleć, czy Twoje emocje w sytuacji mierzenia się z krytyką wynikają z niesłuszności tej krytyki, czy też z tego, że ktoś w ogóle Cię krytykuje. Niesłuszną krytykę warto racjonalnie przedyskutować. Sam fakt krytyki nie świadczy o tym, że ktoś Cię odrzuca - Twoje zachowanie dla osoby krytykującej jest po prostu ważne.

3 i 4. mogłeś/łaś doświadczać na tyle często złego traktowania, że nauczyłeś/łaś się zwracać uwagę tylko na zachowania i potrzeby osób, które Cię źle traktują. Tylko na te osoby w dzieciństwie trzeba było uważać - tzw. dobrzy nie stanowili zagrożenia, więc można było nie zwracać na nich uwagi (nie krzywdzili, więc można było skupić uwagę na krzywdzących). Twój świat dzielił się na złych/krzywdzących i (pewnie nielicznych) dobrych. Albo przynajmniej lepszych.

Efekt: w dorosłych relacjach możesz mieć tendencję do lekceważenia osób (i ich potrzeb), które dobrze się do Ciebie odnoszą. Wiesz, że tzw. dobre osoby nie zrobią Ci krzywdy, więc nie musisz poświęcać im uwagi ani się o nie troszczyć.

Efekt: możesz w dorosłych relacjach nadal oczekiwać mniej lub bardziej świadomie, że źli będą źli (i dawać im do tego prawo), a dobrzy będą dobrzy. "Dobrym" możesz stawiać wyższe wymagania: nie wolno im Cię nigdy zawieść; mają akceptować Cię zawsze i bez względu na wszystko; nie obciążać Cię i pełnić rolę kochającego bezwarunkowo rodzica. Tym "złym" możesz wybaczać więcej i okazywać im więcej zainteresowania oraz troski.

Rada: łamanie schematów z dzieciństwa nie jest łatwe, lecz jest możliwe. Poszukaj w sobie prawdziwej sympatii i miłości do siebie - odnajdziesz ją także przeglądając się w lustrze "tych dobrych". To oni widzą Cię prawdziwiej niż ci "źli". To oni się Tobą przejmują i chcą Twojego dobra - może warto od nich uczyć się troski o Ciebie i Twoje potrzeby?

5. mogłeś/łaś być w dzieciństwie ignorowanym/ną przez rodziców - Twoje potrzeby mogły być traktowane jako niewarte uwagi "fanaberie"; prośby o uwagę lub zainteresowanie mogły nie przynosić żadnego efektu. Bywałeś/aś tzw. niewidocznym dzieckiem. Mogłeś/łaś często słyszeć, że histeryzujesz, dramatyzujesz, przesadzasz.

Efekt: w dorosłych relacjach możesz mieć tendencję do obrażania się i wycofywania z relacji, gdy np. ktoś sprawi Ci przykrość. Możesz także starać się zwracać na siebie uwagę poprzez zniknięcie z relacji w nadziei, że druga osoba to zauważy i sama odkryje, że zrobiła Ci przykrość.

Rada: zauważ, że ta strategia działa tylko na osoby, które charakteryzują się bezpiecznym stylem przywiązania (one wykażą troskę, bo nie mają tendencji do unieważniania). Pozostałe osoby uznają, że wycofałeś/łaś się, bo po prostu miałaś potrzebę wycofania się. Zamiast więc wycofywania się, powiedz wprost, że czujesz się zraniony/a - wówczas masz szansę na spokojne przegadanie sytuacji i jej naprawienie.

6. mogłaś/łeś w dzieciństwie nie mieć nikogo naprawdę bliskiego i bezpiecznego: w pełni wartego zaufania, na kim można by polegać, kogoś na dobre i na złe.

Efekt: możesz mieć kłopot z trwałym pozostawaniu w bliskiej, ufnej relacji. Twoje relacje mogą falować - pojawiasz się w nich i znikasz, bo trwała bliskość Cię męczy lub niepokoi.

Rada: jeśli masz tendencje do falowania w relacjach, postaraj się o tym powiedzieć wprost drugiej osobie. Oczywiście jest możliwe, że ta druga osoba tego nie zaakceptuje (osoby o stylu bezpiecznym mogą się w falowaniu nie odnaleźć), ale lepszy jest komunikat wprost, niż znikanie bez słowa wyjaśnienia i wracanie do relacji z oczekiwaniem, że druga osoba będzie czekać w mało realnej gotowości do bliskości. Pomyśl także o tym, że jeśli ktoś akceptuje takie falowanie, to być może Wasza relacja nie jest dla tej osoby ważna (więc możesz się pojawiać i znikać).



7, 8 i 9. mogłeś/aś mieć rodziców, dla których wiele spraw i ludzi było ważniejszych niż Ty.  To mogli być rodzice zaabsorbowani swoim hobby, pracą lub kłopotami. To mogli więc być rodzice, którzy zajmowali się Tobą od czasu do czasu całkiem miło, ale przestawali się Tobą zajmować, gdy coś ich znowu pochłonęło. Czasem bywałeś/łaś ważna, a czasem zupełnie nie.

Efekt: możesz mieć tendencję do odczuwania zazdrości w bliskich relacjach, bo nauczyłeś/łaś się, że zawsze na horyzoncie może zjawić się coś/ktoś, dla czego/kogo ktoś Cię porzuci i unieważni. 

Efekt: możesz mieć tendencję do tropienia i wypatrywania sygnałów unieważnienia. Możesz nie wybaczać tego, że ktoś z nawet bardzo ważnych powodów odwołał spotkanie z Tobą lub nie dotrzymał danej Ci obietnicy. Na realne unieważnienia w relacji możesz też reagować nie adekwatną złością, lecz smutkiem i poczuciem winy (myślisz, że nie jesteś dość dobry, by ktoś Cię trwale dobrze traktował).

Efekt: możesz mieć tendencję do nadopiekuńczości w bliskich relacjach. Możesz starać się zalewać bliskie osoby miłością i troską, aby inni ludzie byli spostrzegani jako gorsi od Ciebie i nie stanowili dla Ciebie konkurencji (skoro jesteś najmilszy/a i najtroskliwszy/a, to ktoś Cię nie porzuci).

Rada: przede wszystkim wiąż się z osobami o bezpiecznym stylu przywiązania - albo chociaż z osobami podobnymi do Ciebie. Łatwiej będzie Ci relacyjnie z osobami zalewającymi miłością Ciebie niż z osobami, które będą Ci deklarować ważność, a potem unieważniać. Poza tym spróbuj odróżniać realne unieważnienia (brak troski, zainteresowania, niedotrzymywanie obietnic z błahych powodów) od pseudo unieważnień (brak zalewania miłością, brak nadkontroli). Gdy ktoś Cię realnie unieważnia - może warto znaleźć w sobie odwagę do odejścia z tej relacji (jako alternatywę dla smutku i poczucia winy)? Poszukaj miłości własnej i przekonania, że jesteś dość dobra/y, by Cię kochać i lubić. 



10 . mogłeś/łaś mieć rodziców, którzy nie szanowali Twojego zdania, nie przejmowali się Twoimi potrzebami. To mogli być rodzice, których potrzeby były zawsze ważniejsze od Twoich i którzy reagowali złością/odrzuceniem, gdy śmiałeś/łaś się im przeciwstawić i/lub mieć swoje zdanie. To mogli być także rodzice, których odbierałeś/łaś jako skupionych na realizacji swoich celów Twoim kosztem.

Efekt: możesz mieć kłopot z tzw. priorytetyzowaniem bliskich osób, czyli z czasowym zaspokajaniem czyichś potrzeb kosztem Twoich potrzeb. Możesz traktować jako zagrażające takie sytuacje, gdy ktoś bliski oczekuje, abyś się "poświęcił/a" - nie trwale, ale choćby na moment. Możesz nie lubić dopasowywać się do czyichś planów i w takich sytuacjach mieć poczucie odbierania Ci wolności i prawa do posiadania potrzeb własnych.

Rada: pomyśl, czy ktoś chce rzeczywiście zrobić zamach na Twoje potrzeby? czy jesteś ważny/a dla tej osoby? bo jeśli jesteś, to istnieje wielka szansa, że ta osoba nie chce Ci niczego odebrać. Nie czai się na Twoją wolność, ani nie chce Cię skrzywdzić. Zwracaj uwagę na intencje drugiej osoby, a jeśli nie jesteś ich pewny/na, to zapytaj. Może to coś wyjaśni.

Osoby o pozabezpiecznym stylu przywiązania mogą tworzyć dobre relacje. Powoli do lamusa psychologicznego odchodzi przekonanie, że każdy z nas ma jeden styl przywiązania, który sztywno determinuje nasze dorosłe relacje. Wszak mogliśmy mieć różnych rodziców: na przykład bezpieczną matkę i pozabezpiecznego ojca. Wówczas możemy mieć dwie relacyjne opcje: bezpieczną i pozabezpieczną. Jeśli trafimy na drugą osobę bezpieczną, relacja może nie doświadczać żadnych większych problemów. Ponadto pamiętajmy, że styl przywiązania to nie wyrok - można go zmodyfikować. 


środa, 29 listopada 2023

Niewidzialni. O osobach wysoko funkcjonujących w depresji

 

Stereotypowy obraz osoby cierpiącej na depresję to obraz osoby widocznie smutnej, wycofanej z aktywności (w tym zawodowej), zawalającej swoje obowiązki. Coraz częstszym zjawiskiem jest jednak tzw. wysoko funkcjonująca depresja – osoby na nią cierpiące są nierzadko nawet przez bliskich odbierane jako w pełni zdrowe. Przeżywają one wszystkie (lub większość) objawy depresyjne, lecz wystarcza im samokontroli do dobrego funkcjonowania. Będę określać osoby z tym typem depresji mianem niewidzialnych, bo otoczenie zazwyczaj nie dostrzega ich cierpienia.



Pracodawcy i znajomi mogą miesiącami – ba, nawet latami – nie zauważać, że dana osoba jest w bardzo złym stanie psychicznym. Jak to się dzieje? Osoba wysoko funkcjonująca w depresji ma zazwyczaj tyle samokontroli i obowiązkowości, by móc wykonywać swoje zadania rzetelnie, choć rano z trudem wstaje z łóżka lub wieczorem płacze na myśl o kolejnym dniu (wieczory są zazwyczaj w tym typie depresji trudniejsze niż poranki). Możemy sobie wyobrazić jednostkę, która w pracy jest radosna i ożywiona, lecz po powrocie do domu nie jest już albo w stanie niczego zrobić, albo robi tylko to, czego niezrobienie spowodowałoby jeszcze więcej problemów. Kilka dni wypoczynku na chwilkę poprawia samopoczucie – ale po paru dniach sytuacja wraca do poprzedniego stanu. Depresji nie leczy się odpoczynkiem. Osoba taka – jeśli opowiada o swoich kłopotach – czyni to z uśmiechem na twarzy, nie chcąc obarczać innych swoimi sprawami, z którymi wciąż przecież sobie radzi. I tu pojawia się kolejny problem – strategia uśmiechu przyklejonego do twarzy powoduje, że osoby takie nie dostają adekwatnego wsparcia emocjonalnego. Skoro one opowiadają o kłopotach z uśmiechem i dobrze funkcjonują, otoczenie chętnie pożartuje z nimi... A każdy żarcik i uśmieszek tylko pogłębia cierpienie niewidzialnych. Emocjonalnie osoby niewidzialne oscylują między rozpaczą a furią. Rozpaczy nie okazują (bo nie mają komu lub nie chcą martwić bliskich) – pozostaje jednak złość, a stąd jest już bardzo blisko do autoagresji, przyjmującej postać m.in. cięcia się, uderzania, wyrywania włosów, rozdrapywania ran, przypalania swojego ciała, podejmowania zachowań ryzykownych. 

Jaki bywa tego mechanizm? Osoba głęboko cierpiąca nie dostaje wsparcia, więc odczuwa dodatkową złość, ale tę złość przekierowuje na siebie – staje się niewidzialna także dla siebie. Jaki to problem zranić osobę, która tak naprawdę nie istnieje... której potrzeb nie widać... Samookaleczenie pozwala na zamienienie bólu psychicznego w ból fizyczny. Daje także chwilowe poczucie ulgi – ale ta błogosławiona ulga potrafi „uzależnić”. Powoduje, że osoba coraz częściej i coraz chętniej np. tnie się, zamiast skazywać się na cierpienie psychiczne. Ślady samookaleczeń powinny bardzo niepokoić, gdyż osoby dopuszczające się autoagresji częściej niż inne cierpiące na depresję podejmują skuteczne działania samobójcze. Na co więc zwracać uwagę? Powinno nas niepokoić, gdy ktoś znajomy opowiada pozornie niefrasobliwie i z uśmiechem na ustach o swoich problemach psychicznych lub życiowych. Starajmy się wówczas nie obracać tego, co mówi, w żart – nie dostosowywać się do pseudoradosnego tonu smutnej wypowiedzi. Nie bagatelizujmy też smutnych opowieści opowiedzianych pogodnym tonem i nie dajmy się wprowadzić w przekonanie, że przecież osoba uśmiechnięta to osoba, która wciąż sobie doskonale radzi. Na tonącym Titanicu też do końca wesoło przygrywała orkiestra.

niedziela, 24 września 2023

Nieważność w relacji. Czy to ma szanse przetrwania?

 To już ostatni, trzeci post dotyczący kwestii ważności w związku. 

Do tej pory ustaliliśmy, że większość ludzi pragnie związków: (1) bliskich i (2) ważnych. Związek (relacja miłosna lub przyjacielska) bliski to taki, w którym ludzie nawzajem odsłaniają przed sobą swoje tajemnice - ujawniają swoje najskrytsze pragnienia, niepokoje, troski i sekrety. Masz związek bliski, jeśli dana osoba wie o Tobie o wiele więcej, niż inne osoby; jeśli ta osoba zna Ciebie lepiej niż większość innych osób - i jeśli to jest wzajemne. Masz relację ważną, jeśli Twoje potrzeby bywają ważniejsze niż potrzeby tej drugiej osoby; jeśli ta druga osoba nie wzrusza ramionami, gdy jest Ci źle, jeśli ta druga osoba dotrzymuje danego Ci słowa; jeśli ta druga osoba chce i potrafi postawić się na Twoim miejscu - i wzajemnie. Wzajemność jest tu kluczowa.

Zazwyczaj relacje rozwijają się równo i symetrycznie: obie osoby stają się sobie coraz bliższe i coraz ważniejsze. Problemy zaczynają się wówczas, gdy jedna z osób rozwija bliskość, ale nie rozwija ważności - albo na odwrót: jedna osoba rozwija ważność, ale od pewnego momentu nie rozwija bliskości. Przyczyna pierwszego typu problemów zazwyczaj tkwi w pozabezpiecznym stylu przywiązania ( i o tym jest poprzedni post na blogu). Przyczyna drugiego typu problemów nierzadko wiąże się z nieufnością, która wynika z kiepskich doświadczeń lub z kłopotów osobowościowych (o tym będzie kolejny post).

Tak czy siak, znajdujemy się w sytuacji nr 1 - gdy jedna osoba rozwija w relacji równomiernie bliskość i ważność (nazwijmy tę osobę symetryczną), a druga - rozwija tylko bliskość (nazwijmy ją asymetryczną). Jak to się objawia? Ano zazwyczaj tak, że obie osoby czują w tej relacji frustrację. Osoba symetryczna cierpi z powodu licznych unieważnień, zaś osoba asymetryczna czuje się przytłoczona oczekiwaniami odnośnie do ważności drugiej osoby. Przykład: osoba asymetryczna coś obiecuje osobie symetrycznej i potem zmienia zdanie ot tak, bez przeprosin i wyjaśnienia. Osoba symetryczna czuje się unieważniona; osoba asymetryczna czuje się pokrzywdzona żalami i pretensjami.

Osoba symetryczna: Obiecałaś mi, że mi pomożesz w pisaniu tego raportu. Wiesz, że to dla mnie ważne! Teraz to odwołujesz, bo masz coś atrakcyjniejszego do wyboru!

Osoba asymetryczna: Każdy powinien liczyć na siebie. Dlaczego twoje potrzeby mają być ważniejsze od moich?

Osoba symetryczna: Mam poczucie, że nie jestem wcale ważny.

I słusznie, niestety.



Co więc pozostaje nam zrobić, gdy tkwimy w  relacji z osobą, która jest dla nas bliska i ważna, a my jesteśmy tylko bliscy, ale niezbyt ważni? I gdy ta osoba daje nam jasny komunikat: nie chcę nic zmieniać. Jestem, jaki/a jestem.  Możliwe są trzy wyjścia z sytuacji:

(1) Nie zmieniamy niczego.

Rozwijamy dalej tę relację ze świadomością, że nie jesteśmy dla drugiej osoby ważni, choć jesteśmy wzajemnie bliscy. Nastawiamy się na kolejne unieważnienia: na "zlewkę" wobec danego słowa, na brak empatii, na nieistotność naszych potrzeb. Taka relacja przetrwa, o ile zaspokajamy w niej swoje inne ważne potrzeby - i zdajemy sobie z tego sprawę. Ale nie obstawiałabym wieloletniego happy endu - bo wystarczy, że pojawi się ktoś, kto będzie również zaspokajał te inne, ważne potrzeby - i będzie nas traktował jako ważnych: wtedy unieważniająca relacja skończy się w pięć minut.

(2) Staramy się usymetryzować relację.

Jeśli osoba nam bliska okazuje nam ważność na 3 w skali na 10, to choć sami priorytetyzujemy tę osobę na 7, to staramy się obniżyć tę wartość do 3. Staramy się to zrobić bez złej intencji wyrównania rachunków; bez myślenia "oko za oko, ząb za ząb". Po prostu staramy się pamiętać, że nie jesteśmy ważni, więc świadomie nie nadajemy tej osobie większej ważności niż ona nadaje nam. 

Pamiętam parę, która walczyła o utrzymanie związku dla dobra dzieci i z wzajemnej sympatii dla siebie. Ona traktowała go jak ważnego na 8; on ją "wyceniał" na 2. Jej udało się obniżyć jego wartość: przestała mu okazywać troskę (on nie oczekiwał troski); przestała przejmować się jego potrzebami (on też tego nie oczekiwał) i danymi mu obietnicami. Para zaczęła funkcjonować jak sprawnie działający współpracownicy, którzy się lubią i czasem spędzają razem czas w miłej atmosferze i sporej szczerości. Tym razem się udało, ale problem leży w tym, że większość symetrycznych osób w efekcie prób obniżenia wartości drugiej osoby z automatu wytraca potrzebę bliskości (bo te osoby są symetryczne: im więcej bliskości, tym więcej ważności - ale też im mniej ważności, tym mniej bliskości). W takiej sytuacji koniec relacji jest tuż-tuż.

(3) Bierzemy nogi za pas i wycofujemy się z relacji.

Jeśli regularnie doświadczamy unieważnienia, a sami traktujemy drugą osobę jako ważną (bo jest ona dla nas ważna), to może warto rozważyć koniec? Choć trudno mi to napisać jako psycholożce bardzo kibicującej bliskim relacjom - to jednak: są relacje, o które nie warto się starać.

Dziś nie będzie szczęśliwego zakończenia.


 

czwartek, 14 września 2023

Relacja z osobą o pozabezpiecznym stylu przywiązania. I co dalej?

 Poprzedni wpis dotyczył tego, dlaczego bycie osobą ważną jest tak istotne w relacji. Obiecałam w tamtym poście wyjaśnić, jak funkcjonuje w związkach osoba cechująca się pozabezpiecznym stylem przywiązania. W skrócie: styl przywiązania określa sposób, w jaki tworzymy relacje z ludźmi. Wiemy też, że relacja dziecko-rodzic/opiekun kształtuje nasz styl przywiązania. Istnieje wiele typologii stylów przywiązania, ale dziś skupmy się na trzech: jednym relacyjnie użytecznym i dwóch relacyjnie nieużytecznych.

Styl użyteczny: styl bezpieczny

(1) Skąd to się bierze?

Źródłem są rodzice (lub jeden rodzic) empatyczni, akceptujący bezwarunkowo (mogą krytykować zachowania dziecka, ale nie krytykują tego, kim/jakie jest dziecko), zaspokajający potrzeby fizyczne i psychiczne dziecka (a nie narzucający mu posiadanie jakiś potrzeb). Zasadniczo rodzic wysyła spójne sygnały: jestem dla Ciebie; Twoje potrzeby są dla mnie ważne; troszczę się o Ciebie; szanuję Cię; jeśli coś nie gra, możesz mi o tym powiedzieć i nic złego się nie stanie.

(2) Efekt relacyjny:

  • dobrze rozwinięta empatia i zdolność współodczuwania (potrafię czuć to, co Ty czujesz w danym momencie);
  • umiejętność zachowania granic w relacji (widzę, co jest dla Ciebie ważne i szanuję to, choć to nie jest ważne dla mnie; Nie złości mnie, że Ty potrzebujesz czegoś innego; Nie złości mnie, że widzisz sprawy inaczej – i tak jestem dla Ciebie),
  • zdolność priorytetyzowania czyichś potrzeb bez poczucia zagrożenia (gdy Twoje potrzeby będą przez chwilę ważniejsze niż moje to nic mi się nie stanie, bo wiem, że to nie zamach na moje potrzeby; Jesteś ważny/a, więc potrafię bez złości na jakiś czas zawiesić swoje potrzeby, bo teraz Ty masz trudny czas);
  • umiejętność dawania wsparcia emocjonalnego i potrzeba dostawania takiego wsparcia (komunikaty wprost: jesteś dla mnie ważna/y; jestem gdybyś mnie potrzebował/a; możesz na mnie liczyć).

Co tu dużo mówić: takie osoby żyją w swoich relacjach długo i szczęśliwie, O ILE zwiążą się z kimś cechującym się bezpiecznym stylem przywiązania...

Ale tu wkraczają na scenę dwa pozabezpieczne style przywiązania. I tu nie będzie już tak milutko:



Styl lękowo-ambiwalentny

(1) Skąd się to bierze?

Źródłem są rodzice (znowu: lub rodzic/opiekun), którzy fundują swoim dzieciom nieprzewidywalność: czasem są bezpieczną bazą, a czasem nie są. Najczęściej to dotyczy rodziców zmagających się z uzależnieniami (matka trzeźwa jest super, ale gdy zaczyna pić to staje się kimś innym, mającym potrzeby swojego dziecka w głębokim poważaniu) lub rodziców z problemami psychicznymi (depresja: matka w czasie leczenia jest bezpieczną i wspierającą przystanią, ale gdy odstawia leki to staje się egocentryczką zwracającą uwagę tylko na swoje potrzeby, co jest zrozumiałe, ale dla dziecka trudne).

(2) Efekt relacyjny:

  • nieustanna obawa, czy związek jest trwały (tropienie sygnałów odrzucenia: czy już masz mnie dość? Czy jestem dość dobra/y, żebyś wciąż ze mną był/a?)
  • zazdrość (lada moment w Twoim życiu pojawi się ktoś/cos, dla kogoś/czegoś mnie porzucisz)
  • tendencja do nadopiekuńczości (jeśli będę dość dobry/a, to mnie nie porzucisz)

Problem: tendencja do zlewania się z drugą osobą (jeśli będę najważniejsza/y, to mnie nie zostawisz) powoduje u drugiej osoby nierzadko potrzebę dystansowania się, co jest odbierane jako sygnał porzucenia, więc pozabezpieczna osoba podwaja swoje starania o nieporzucenie, co pogłębia potrzebę u drugiej osoby do dystansowania się – i błędne koło zaczyna się toczyć.

CO JEŚLI JESTEŚMY W BLISKIM ZWIĄZKU Z TAKĄ OSOBĄ?

ZŁE REMEDIUM: manipulacja. Problem polega na tym, że pozabezpiecznymi osobami łatwo jest manipulować. Manipulacja to zło i nie będę w poszanowaniu inteligencji czytelników tłumaczyć tego, dlaczego tak myślę. Manipulacja tu działająca polega na odgrywaniu roli rodzica: naprzemiennym dostarczaniu bezpieczeństwa (jesteś dla mnie ważna/y) i wycofywaniu tego bezpieczeństwa (są osoby ważniejsze). Taka manipulacja skutkuje falowaniem związku – przybliżamy się i oddalamy, ale potem przybliżamy. Jest to schemat znany osobie pozabezpiecznej, więc łatwo się w nim odnajdzie, ale – nie polecam takiej gry.

DOBRE REMEDIUM: wysyłanie jasnych sygnałów dających poczucie bezpieczeństwa (Bądź blisko mnie, zależy mi na Tobie; Zadzwonię do Ciebie, gdy tylko wyląduję; Zadzwoń do mnie, gdy będziesz tego potrzebował/a; Cieszę się, że jesteś w moim życiu; Nie jesteś dla mnie żadnym ciężarem – cenię to, że Cię mam; Bardzo się cieszę, że się dziś zobaczymy).

Styl lękowo-unikający (czyli, powiedzmy szczerze: relacyjne wyzwanie)

(1) Skąd się to bierze?

Źródłem są rodzice krytyczni (nie akceptuję Cię takim, kim/jakim jesteś); rodzice nie wspierający (zmień się; może zasłużysz na moje uznanie); rodzice zapatrzeni w swoje potrzeby (bądź dzieckiem, które mogę pokochać, a może – być może – zasłużysz na moją akceptację); rodzice nieakceptujący granic i wrodzy (jeśli zrobisz coś, co mi się nie podoba, to zastosuję przemoc fizyczną lub psychiczną).

(2) Efekt relacyjny:

  • niedobór empatii i współodczuwania (emocje rodzica były zagrażające, więc trzeba się trzymać z dala od odczuć innych ludzi; skutek: nie umiem czuć tego, co Ty czujesz);
  • wybitna wrażliwość na sygnały odrzucenia (często pierwszą reakcją na poczucie odrzucenia jest obronna złość: odrzucasz mnie? To spadaj. Nie obchodzisz już mnie, więc mnie nie skrzywdzisz)
  • lęk przed odrzuceniem (jeśli widzę, że trochę się dystansujesz, będę się starać, by odzyskać Twoją miłość; Jeśli mnie odrzucisz naprawdę, będę na Ciebie bardzo zła/y)
  • zmęczenie bliskością (potrzebuję dystansu: gdy jest zbyt blisko, muszę się odsunąć, bo mam schemat mówiący o tym, że bliskie osoby zazwyczaj ranią; Nie umiem funkcjonować w stałej, nieustannej bliskości)
  • kłopot z zależnością (nauczyłem/am się, że każdy powinien polegać tylko na sobie; zależność od innej osoby to słabość, na którą nie mogę sobie pozwolić, bo uzależnię się od osoby, która prędzej czy później mnie skrzywdzi)
  • ważność drugiej osoby jest niebezpieczna (jeśli spriorytetyzuję czyjeś potrzeby, to ta osoba zabroni mi mieć własne potrzeby; jeśli coś komuś obiecam, to ta osoba stanie się ważniejsza ode mnie – a jeśli ktoś jest ważniejszy ode mnie, to z pewnością mnie skrzywdzi; ważne osoby to jednocześnie osoby, które krzywdzą – więc lepiej, aby nikt nie był specjalnie ważny).

CO JEŚLI JESTEŚMY W BLISKIM ZWIĄZKU Z TAKĄ OSOBĄ?

ZŁE REMEDIUM: manipulacja. Takimi osobami dość łatwo jest manipulować, Wystarczy wywołać w takiej osobie poczucie winy za zły stan relacji – ale: uwaga: nie można przesadzić. Należy więc zasugerować, że cierpi się w tej relacji z powodu zachowań pozabezpiecznej osoby – odpali się u niej potrzeba zabiegania o akceptację i lęk przed odrzuceniem (przeproszę Cię za moje zachowanie – czy teraz już jest między nami ok? Powiedz, że już jestem w porządku! Wyjaśnię Ci, dlaczego tak się zachowałam/em! Czy teraz już jest między nami ok? Tak, już jest w porządku... Ufff). Jeśli przesadzimy w generowaniu poczucia winy, to zamiast zabiegania o akceptację uruchomi się opór – jeśli mnie nie akceptujesz to zgiń i przepadnij. Mam Cię dość.

DOBRE REMEDIUM (a tu łatwo nie będzie): staranne poszanowanie autonomii pozabezpiecznej osoby (komunikaty: Czy nie przeszkadza Ci, że …; Czy aby na pewna masz ochotę na...); poszanowanie lęku przed utratą kontroli (Mam poczucie, że nie masz ochoty na ….), poszanowanie lęku przed obwinianiem (komunikaty: Nie winię Cię – po prostu mówię, że coś mi się nie podoba w Twoim zachowaniu).

Pamiętajmy jednak, że styl przywiązania to nie konstrukcja z żelazobetonu – jest ona podatna na oddziaływania terapeutyczne. Może więc, jeśli cechuje nas pozabezpieczny styl przywiązania, utrudniający tworzenie satysfakcjonujących relacji, warto to zmienić?

środa, 19 lipca 2023

O unieważnieniu w związkach, czyli dlaczego czasem relacje dobiegają końca

 Całkiem niedawno jeden z klientów, przepracowujący rozstanie po 15 latach związku, zapytał mnie, co moim zdaniem różni dobre związki od trudnych. Dzisiaj wieczorem bliski znajomy udzielający mi awaryjnej, bardzo potrzebnej i nieplanowanej pomocy (dziękuję!) zapytał mnie dokładnie o to samo i pozwolił mi zapisać z grubsza to, co do niego mówiłam. Oczywiście mogłabym w odpowiedzi na pytanie obu mężczyzn wygłosić miniwykład na temat wielu koncepcji relacji, ale szczególnie bliskie jest mi myślenie mądrego terapeuty relacji, Johna Gottmana . Ten doświadczony praktyk twierdził, że związek (obojętnie jaki – romantyczny, przyjacielski itp.) będzie trwał jako dobra relacja, gdy ludzie są dla siebie wzajemnie ważni. Zgadzam się z Gottmanem – w ważnych relacjach chodzi głównie o to, żeby być właśnie w nich po prostu ważnym.

No i tu pojawia się pytanie: po czym poznać, że ktoś jest dla kogoś ważny?

Moje wieloletnie obserwacje związków podpowiadają masę negatywnych przykładów:

(1) Para kłóci się o to, że ona nie zrobiła zakupów, chociaż ona obiecała, że zrobi, bo on, zwyczajowo robiący zakupy, miał mieć ciężki dzień w pracy i wiadomym było, że padnie po pracy na pysk. Dosłownie padnie. Czy ta para kłóci się o brak żarcia w lodówce? Nie sądzę; chyba że żyje na pustkowiu pozbawionym sklepów całodobowych. Ta para kłóci się, bo ktoś coś obiecał, a potem okazało się, że ta obietnica nie jest nic warta. I zakładamy, że ona nie złamała nogi z przemieszczeniem kości; po prostu w pewnym momencie już nie chciało się jej zrobić zakupów. Albo chciało się jej zrobić coś innego. Więc niech on przejdzie się po te zakupy. Przecież to nic wielkiego.

No coż, z pewnością to nic wielkiego. Ale Gottman ma rację: lekkie, bezrefleksyjne cofnięcie obietnicy to unieważnienie drugiej osoby. To komunikat: nie przywiązuję wagi do tego, co Ci obiecuję. Nie jesteś dość ważny/a, by ważyć słowa i by zwracać uwagę na twoje potrzeby.

(2) Jedno w związku ciągle reaguje na słowa drugiego: „Nie przesadzaj”, „Wyolbrzymiasz”, „Histeryzujesz”. Takie słowa to również nic innego jak unieważnienie drugiej osoby. To przekaz: moim zdaniem czujesz/myślisz głupio”. Czyli: ja myślę mądrze, a Ty nie masz prawa do swoich odczuć. Bo są one inne od moich, a więc głupie.

To też jest unieważnienie.

(3) Ona ma kłopoty w pracy. On nie pyta o te kłopoty, chociaż ją zna i wie, że ona bardzo chętnie się nimi podzieli, o ile będzie zapytana. On myśli: przecież normalni ludzie nie muszą czekać na zachętę, by się podzielić problemami. Będzie chciała, to mi powie.

I czeka, a ona nie mówi, bo ona z kolei czeka na pytanie. I czuje się nieważna, bo on ją przecież od lat doskonale zna, więc skoro nie pyta, to znaczy, że nie chce wiedzieć. To też jest unieważnienie jej osoby w tej relacji.

(4) Ona obiecała mu wyjazd urlopowy, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie co do terminu wyjazdu, bo tak jej wygodniej (przyjaciółka zaproponowała super wyjazd na weekend – kto by sobie darował taką przyjemność?). Ona usiłuje grać niby fair: dopytuje, czy aby na pewno mu to nie przeszkadza. On słusznie czuje się unieważniony samym pytaniem: gdyby on był ważny, to ona znałaby jego samopoczucie, jego ograniczenia, jego tryb pracy, jego obowiązki. Gdyby on był ważny, ona zwyczajnie postawiłaby się empatycznie na jego miejscu. I nie musiałaby zachowywać pozorów empatii poprzez uprzejme pytanie: Czy to Ci nie przeszkadza, że przesunę nasz urlop... Gdyby on był ważny, ona pewnie pojechałaby na weekend z przyjaciółką przeprosiwszy go za to, że świadomie lekceważy jego potrzeby. I jest szansa, że ten związek by przetrwał.




Unieważnienie zdaniem Gottmana dokonuje się więc zazwyczaj poprzez brak empatii, poprzez lekceważenie drugiej osoby (jej emocji, prawa do własnego zdania), poprzez wycofywanie obietnic z błahych powodów itp. Czy unieważnienie oznacza koniec bliskiej relacji? Zazwyczaj (prędzej czy później) niestety tak; mało kto chce być niewidzialny w związku bez ważnej, niejako awaryjnej przyczyny. Dotyczy to każdego rodzaju związków: w tym relacji zawodowych, w których nie lubimy pracować za psie pieniądze bez słowa pochwały. To również jest unieważniające.

Znajomy siedzący obok mnie i podstępnie zerkający na ekran laptopa podpytuje, czy są jakieś czerwone flagi, ostrzegające przed osobami beztrosko unieważniającymi innych... No cóż, oczywiście do takich unieważnień tendencję mają osoby narcystyczne, zapatrzone w swoje ego i swoje potrzeby bez granic i umiaru. Niestety jednak sprawa jest bardziej skomplikowana: ale o tym, jak rozwija się w dzieciństwie (1) niedostatek empatii i jak dorosłe osoby ten niedostatek potrafią sobie sprawnie racjonalizować oraz (2) w jaki sposób rozwijają się nieprzystosowawcze style przywiązania (bo to częsta przyczyna tendencji do unieważnień) będzie traktować następny wpis. Już po moim pracowitym, remontowym gabinetowym urlopie.

Na koniec jedynie krótki i oczywisty apel: nie unieważniajmy siebie nawzajem w realnie istotnych dla nas relacjach. Spójrzmy na drugą osobę przez pryzmat tego, co o niej wiemy: co wiemy o jej schematach działania/myślenia, o jej wartościach, o jej potrzebach. Stanięcie przez chwilę na czyimś miejscu wbrew pozorom nie unieważni nas samych; naszych potrzeb i wartości. Jeśli okaże się, że naprawdę nie potrafimy empatyzować z drugą osobą, nie potrafimy akceptować jej i wspierać takim/taką, jaką jest, to może jednak po prostu warto się rozstać? Fatalny scenariusz, który może podjąć para/relacja, to gra w „Kto kogo unieważni bardziej?”. Skoro ona unieważniła mnie przez odwołanie obietnicy ot tak, to ja też tak zrobię: obiecam i wycofam się bez przeprosin – niech ona zobaczy, jaką to sprawia przykrość (bo, jak już wspomniałam, bycie niewidzialnym jest dla większości osób przykre). Skoro on się mną nie interesuje od tygodnia, to ja nie wykażę zainteresowania też przez tydzień. Gra w unieważnienie dewastuje relację – to nigdy nie działa pozytywnie. Gdyby okazało się, że rozmowa na ten temat nie działa, próby terapii relacji nie skutkują – i tak nigdy nie warto grać. Rozstania lub redefiniowania relacji bywają zazwyczaj przykre, ale czasami (choć tylko czasami) bywają także trzeźwiące.

niedziela, 5 marca 2023

Zaplątani w trójkącie

 To nie jest tekst o trójkątach miłosnych ;) lecz o uwikłaniu relacyjnym. Sugeruję doczytać do końca, jeśli miewasz w swoich relacjach poczucie, że ktoś Cię wykorzystuje, lekceważy, nie szanuje lub na odwrót – zalewa miłością i troską po uszy. Oraz po kokardę.

Uwikłanie relacyjne tworzone jest przez osoby, które przyjmują rolę Prześladowcy, Ratownika i Ofiary.

Są to pojęcia z tzw. trójkątu dramatycznego, którego koncepcja wywodzi się z analizy transakcyjnej. Zgodnie z tą teorią możemy przyjmować jedną z trzech ról:

  1. Prześladowca – broni swoich praw, ignoruje lub umniejsza prawa innych. Nie uznaje perspektywy innych osób. Zazwyczaj głównie bierze – daje niechętnie i tylko wtedy, gdy przy okazji coś zyskuje. Lubi przypisywać innym powody swoich zachowań (Wkurzyłam Cię, ale sam sobie na to zasłużyłeś; Prosisz się o takie traktowanie; Wymagasz czegoś ode mnie, więc będę Cię źle traktować).

  2. Ratownik – niesie pomoc, zadowala innych, z automatu troszczy się i dba. Przekłada potrzeby innych ludzi nad swoje i zapomina o samotrosce. Ma kłopot z mówieniem o swoich potrzebach. Niby lubi też, gdy inni troszczą się o niego, ale rzadko kiedy tego doświadcza (za chwilę wyjaśnię dlaczego).

  3. Ofiara – dzieli się na dwa podtypy: (a) typ „kopnij mnie” - dobrze funkcjonuje wówczas, gdy ktoś traktuje ją/go źle. Daje się wykorzystywać, lekceważyć i naciągać. Manifestuje wówczas złość, ale i tak brnie w toksyczne, nierówne relacje; (b) typ „uratuj mnie” - oczekuje, że inni będą ją/go wyciągać z tarapatów, w które niefrasobliwie wpada. Potrzebuje co chwila pomocy i bardzo chętnie ją przyjmuje. I tu mamy komplikację: można być jednym z typów ofiar, ale można też być Ofiarą podwójną – zarówno pozwalającą się kopać, jak i oczekującą ratunku, gdy czyjeś kopniaki były zbyt silne.


I jak to ma się do tworzenia relacji?

  1. Prześladowca szuka Ofiary. Nie będzie dobrze funkcjonował z Ratownikiem, bo Ratownik (choćby i po jakimś czasie) zacznie jednak buntować się przed kopniakami ze strony Prześladowcy. Ofiara pozwoli się źle traktować, a gdy będzie miała poczucie, że złego traktowania jest za dużo, wypłacze się przed Ratownikiem. I znowu wróci do Prześladowcy.

  2. Ratownik szuka Ofiary, którą będzie sobie otaczać opieką. Jeśli znajdzie Ofiarę typu Kopnij mnie to relacja nie będzie dobrze funkcjonować, bo ten typ Ofiary nie będzie doceniać pomocy ze strony Ratownika. Z kolei jeśli znajdzie sobie Ofiarę typu Uratuj mnie, to przez jakiś czas będą żyli długo i szczęśliwie... aż do momentu, gdy Ratownik sam będzie potrzebował pomocy i nagle zauważy, że nie ma o nią kogo poprosić. Bo Ofiara – nawet jeśli zadeklaruje pomoc – i tak będzie w głębi serca oczekiwać, że Ratownik uratuje się sam. Wniosek stąd taki, że Ratownicy powinni trzymać się razem, ale ciągnie ich do Ofiar...

  3. Ofiarę nęci zarówno Prześladowca, jak i Ratownik. W relacji z Prześladowcą będzie zabiegała o jego/jej uwagę, będzie przyjmowała rzucane jej ochłapy zainteresowania, będzie starała się zadbać o Prześladowcę jak najlepiej. W relacji z Ratownikiem Ofiara pozwoli się ratować do woli, ale szacunku do Ratownika i jego potrzeb żywić nie będzie - bo przecież Ratownik jest w życiu Ofiary od tego, by ratować. Czasem jednak powie Ratownikowi dobre słowo... niech i Ratownik ma chwilę radości.



Oczywiście jest na ten trójkąt proste i nieproste antidotum – wyjście z granej roli.

Prześladowco, daj prawo innym do posiadania wobec Ciebie oczekiwań. Ludzie nie są tylko od dawania Tobie i przyjmowania ochłapów, które im czasem rzucasz.

Ratowniku, zadbaj o siebie. Twoje potrzeby są tak samo ważne, jak potrzeby innych ludzi (a może nawet powinny być dla Ciebie ważniejsze?).

Ofiaro, jesteś wystarczająco dobra/y, by nie dać się źle traktować. Zasługujesz na dobro od bliskich.

poniedziałek, 1 listopada 2021

O trudnej sztuce zarządzania swoimi oczekiwaniami w związkach...

Do napisania tego krótkiego tekstu skłoniły mnie dwie rozmowy z ostatniego tygodnia. Jedna dotyczyła mojej klientki, druga – bliskiej mi osoby. Obie kobiety przeżywały sporo złości i rozczarowania wywołanego tym, że ważne dla nich osoby nie zachowały się zgodnie z ich oczekiwaniami. Bliska mi osoba warczała: No przecież od przyjaciela mogę chyba oczekiwać lojalności?!? Odpowiedź jest niejednoznaczna, jak na psychologię przystało: i tak, i nie. Tak, bo mamy prawo mieć własne i wyraźne upodobania co do cech, jakimi mają się charakteryzować nasi przyjaciele, partnerzy itp. Możemy więc przykładowo cenić sobie lojalność na tyle, żeby chcieć się przyjaźnić wyłącznie z osobami, które zachowują się lojalnie. Ale: to oznacza, że powinniśmy sobie dobierać na przyjaciół te osoby, co do których mamy pewność, że je na tę lojalność stać (co zależy m.in. od cnoty odwagi tej osoby). Jeśli więc wybierzemy sobie nieopatrznie osobę nieodważną na potencjalnego przyjaciela, to przy pierwszej oznace nielojalności możemy oczywiście dać znać, że się nam to bardzo nie podoba – ale nie możemy oczekiwać, że ta osoba magicznie nabierze odwagi i zmieni swoje zachowanie. Człowiek ten przecież może zwyczajnie nie chcieć dla nas podjąć się tego trudu lub mieć poczucie, że nie jest w stanie tego osiągnąć. Trwając z uporem przy swoim oczekiwaniu narażamy się wyłącznie na frustrację i liczne okazje do warczenia. Oczywiście wspomniana tu lojalność stanowi jedynie przykład – można sobie cenić różne cechy osobowościowe, cnoty i wynikające z nich zachowania. Ktoś może słusznie zauważyć, że już sam moment, w którym spostrzegamy, że lubiana przez nas osoba nie ma cech zgodnych z naszymi oczekiwaniami, jest frustrujący i prowadzi do poczucia rozczarowania. Z pewnością tak jest – aczkolwiek to od nas zależy, czy dalej będziemy brnąć z uporem w generowanie nierealistycznego (niestety) oczekiwania, czy też na spokojnie zastanowimy się nad tym, czy jesteśmy w stanie tworzyć bliską relację z daną osobą pozbawioną ważnej dla nas cechy, czy nie – a wówczas pozostaje nam zdystansowanie się wobec tej osoby i pozostanie na przykładowo nieco płytszym poziomie miłego koleżeństwa bez frustrujących oczekiwań. PS. bliska mi osoba, której przeczytałam powyższy tekst, powiedziała: No dobrze, rozumiem, ale tak zdystansować się jest cholernie trudno. No bo nikt nie powiedział, że praca nad swoimi nierealistycznymi oczekiwaniami będzie łatwa... ;)