Stereotypowy obraz osoby cierpiącej na depresję to obraz osoby widocznie smutnej, wycofanej z aktywności (w tym zawodowej), zawalającej swoje obowiązki. Coraz częstszym zjawiskiem jest jednak tzw. wysoko funkcjonująca depresja – osoby na nią cierpiące są nierzadko nawet przez bliskich odbierane jako w pełni zdrowe. Przeżywają one wszystkie (lub większość) objawy depresyjne, lecz wystarcza im samokontroli do dobrego funkcjonowania. Będę określać osoby z tym typem depresji mianem niewidzialnych, bo otoczenie zazwyczaj nie dostrzega ich cierpienia.
Pracodawcy i znajomi mogą miesiącami – ba, nawet latami – nie zauważać, że dana osoba jest w bardzo złym stanie psychicznym. Jak to się dzieje? Osoba wysoko funkcjonująca w depresji ma zazwyczaj tyle samokontroli i obowiązkowości, by móc wykonywać swoje zadania rzetelnie, choć rano z trudem wstaje z łóżka lub wieczorem płacze na myśl o kolejnym dniu (wieczory są zazwyczaj w tym typie depresji trudniejsze niż poranki). Możemy sobie wyobrazić jednostkę, która w pracy jest radosna i ożywiona, lecz po powrocie do domu nie jest już albo w stanie niczego zrobić, albo robi tylko to, czego niezrobienie spowodowałoby jeszcze więcej problemów. Kilka dni wypoczynku na chwilkę poprawia samopoczucie – ale po paru dniach sytuacja wraca do poprzedniego stanu. Depresji nie leczy się odpoczynkiem. Osoba taka – jeśli opowiada o swoich kłopotach – czyni to z uśmiechem na twarzy, nie chcąc obarczać innych swoimi sprawami, z którymi wciąż przecież sobie radzi. I tu pojawia się kolejny problem – strategia uśmiechu przyklejonego do twarzy powoduje, że osoby takie nie dostają adekwatnego wsparcia emocjonalnego. Skoro one opowiadają o kłopotach z uśmiechem i dobrze funkcjonują, otoczenie chętnie pożartuje z nimi... A każdy żarcik i uśmieszek tylko pogłębia cierpienie niewidzialnych. Emocjonalnie osoby niewidzialne oscylują między rozpaczą a furią. Rozpaczy nie okazują (bo nie mają komu lub nie chcą martwić bliskich) – pozostaje jednak złość, a stąd jest już bardzo blisko do autoagresji, przyjmującej postać m.in. cięcia się, uderzania, wyrywania włosów, rozdrapywania ran, przypalania swojego ciała, podejmowania zachowań ryzykownych.
Jaki bywa tego mechanizm? Osoba głęboko cierpiąca nie dostaje wsparcia, więc odczuwa dodatkową złość, ale tę złość przekierowuje na siebie – staje się niewidzialna także dla siebie. Jaki to problem zranić osobę, która tak naprawdę nie istnieje... której potrzeb nie widać... Samookaleczenie pozwala na zamienienie bólu psychicznego w ból fizyczny. Daje także chwilowe poczucie ulgi – ale ta błogosławiona ulga potrafi „uzależnić”. Powoduje, że osoba coraz częściej i coraz chętniej np. tnie się, zamiast skazywać się na cierpienie psychiczne. Ślady samookaleczeń powinny bardzo niepokoić, gdyż osoby dopuszczające się autoagresji częściej niż inne cierpiące na depresję podejmują skuteczne działania samobójcze. Na co więc zwracać uwagę? Powinno nas niepokoić, gdy ktoś znajomy opowiada pozornie niefrasobliwie i z uśmiechem na ustach o swoich problemach psychicznych lub życiowych. Starajmy się wówczas nie obracać tego, co mówi, w żart – nie dostosowywać się do pseudoradosnego tonu smutnej wypowiedzi. Nie bagatelizujmy też smutnych opowieści opowiedzianych pogodnym tonem i nie dajmy się wprowadzić w przekonanie, że przecież osoba uśmiechnięta to osoba, która wciąż sobie doskonale radzi. Na tonącym Titanicu też do końca wesoło przygrywała orkiestra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz